Jednak Kościół katolicki nie może myśleć o sobie jako o organizacji pozarządowej. Kiedy to czyni, jego tętnice ewangelizacyjne twardnieją, nawet jeśli dysponuje znacznymi źródłami finansowymi i buduje szeroką infrastrukturę biurokratyczną. Bardziej tolerancyjne sektory kultury zachodniej epoki ponowoczesności są gotowe koegzystować z nim jako organizacją pozarządową i w istocie rzeczy często popychają Kościół w tym kierunku. Coraz trudniejsze natomiast jest dla ponowoczesnej kultury Zachodu tolerowanie Kościoła katolickiego, który bez agresji, lecz także bez zawstydzenia głosi Jezusa Chrystusa jako Pana i Zbawiciela, a Jego Ewangelię jako prawdę o świecie. Pod tą kulturową (jak też polityczną oraz prawną) presją katolicy, którzy stracili ufność w zdolność Dobrej Nowiny do przemiany życia, odczuwają pokusę, by redukować swoją wspólnotę do organizacji dobroczynnej – i często tej pokusie ulegają. Taka postawa wskazuje jednak na wyraźny brak wiary w Ewangelię, którą przecież św. Paweł nazwał „mocą Bożą ku zbawieniu dla każdego wierzącego” (Rz 1,16).
Cytat z książki: G. Wiegel, Następny Papież, Poznań 2020.