Przedruk depeszy KAI z 24.07.2021r.
Amerykański dziennik „USA Today” po raz kolejny zajął się tzw. „niedoinformowanymi” katolikami w USA. Według danych przytoczonych 19 lipca przez katolicką dziennikarkę Therese Olohan (a wcześniej przez Katrine Trinko) 69 proc. tamtejszych wiernych „nie wierzy w rzeczywistą obecność Chrystusa w Eucharystii”, a 59 proc. popiera aborcję. Co więcej niektórzy politycy, uważający się za katolików, krytykują Kościół za „brak zaproszenia wszystkich do Stołu Eucharystycznego”, twierdząc, że „ta zła polityka marketingowa Kościoła prowadzi do tego, że gwałtownie traci on swych członków”.
Jednakże tego rodzaju rozumienie istoty Kościoła – a raczej jego brak – jest błędem i niczym innym niż „oddawaniem czci złotemu cielcu”, uważa dziennikarka. I zastanawia się, czy może oznacza to „nawrót herezji modernizmu-amerykanizmu”.
Czołowym przedstawicielem tego tzw. „kawiarnianego katolicyzmu” jest obecnie senator Ted Lieu z Kalifornii ze swoim słynnym powiedzeniem: „Jestem katolikiem i popieram środki antykoncepcyjne, prawo ludzi do rozwodu, do zawierania małżeństw przez homoseksualistów i prawo do aborcji”. Traktuje on Kościół jak sklep, w którym zła strategia marketingowa prowadzi do zmniejszających się obrotów.
Lieu nie używa wprawdzie tego określenia („strategia marketingowa”), ale stosuje je Wajahat Ali – redaktor popularnej strony internetowej Daily Beast. Napisał on ostatnio: „Kościół katolicki w Ameryce robi wszystko, co tylko możliwe, aby ludzie zaczynali go opuszczać. To ciekawa strategia marketingowa”.
Spośród innych podobnie myślących postaci najbardziej bodaj znana jest brytyjska aktorka Patsy Kensit (cztery razy wychodziła za mąż), która w wywiadzie dla dziennika „The Guardian” oświadczyła: „Jestem katoliczką à la carte, w Kościele najbardziej podobają mi się jego pompa i ceremonie”.
Wobec takiego rozumienia Kościoła jako „sklepu”, autorka–katoliczka po prostu cytują Katechizm, który zwraca uwagę na „sięgające wieczności niebezpieczeństwo dla duszy” u takich katolików, którzy przyjmują Komunię św. w stanie, uznawanym za grzech ciężki, a takim jest m.in. popieranie aborcji. W tym kontekście nie waha się napisać, że „księża, którzy odmówią udzielenia Komunii opowiadającemu się za aborcją prezydentowi, wyświadczają mu de facto przysługę, gdyż chronią go przed popełnieniem dodatkowego grzechu, jakim jest świętokradztwo”.
W przypadku polityków amerykańskich sprawa rozdziału między państwem a wiarą sięga jeszcze czasów prezydenta Johna F. Kennedy`ego i jego słynnej mowy w Great Houston Ministerial Association w 1960 roku, w której podkreślił on, że „czuje się bardziej Amerykaninem niż katolikiem”, co przyczyniło się do jego wyborczego sukcesu. Jednakże, jak zauważa autorka artykułu, „nie wszyscy katolicy amerykańscy są tak szybcy w przedkładaniu kariery politycznej nad zasady swojej wiary, a niektórzy są nawet z tego powodu prześladowani”.
Przykładem może tu być powołana przez prezydenta Donalda Trumpa na sędzię Sądu Najwyższego USA Amy Coney Barrett, znana ze swojej głębokiej wiary. Decyzja ta wywołała natychmiastowe reakcje antykatolickie. Np. senator Dianne Feinstein, demokratka z Kalifornii (Żydówka, której rodzice pochodzą z Polski i mająca za sobą katolickie wykształcenie), oświadczyła zaraz po nominacji: „Dogmat żyje w tobie hałaśliwie i to jest dla nas problem”.
Według Feinstein, Lieu i innych polityków, katolicyzm powinien dostosować się do „nowoczesnego świata i stać się bardziej atrakcyjny, tak aby ten świat mógł z nim współistnieć jako jego część”. Odnosząc się do tak postawionego zagadnienia, Olohan przypomniała, że podjął je już sam Chrystus, wyjaśniając to jednak zupełnie inaczej: „Jeżeli was świat nienawidzi, wiedzcie, że mnie pierwej znienawidził. Gdybyście byli ze świata, świat by was kochał jako swoja własność. Ale ponieważ nie jesteście ze świata, dlatego świat was nienawidzi” (J 15, 18-19).
Powołując się na te słowa autorka wskazała też na istnienie świadków wiary – męczenników i zapytała: „Gdzie byłby więc Kościół teraz bez swoich męczenników, np. św. Tomasza Morusa, który sprzeciwił się rozwodowi króla i nie uznał Henryka VIII za głowę Kościoła w Anglii?”. Męczennicy wiedzieli, jak nie ulec zmiennym kaprysom tego pokolenia, które niezmiennie jednak czci „złotego cielca” i wiedzieli, jak nie naginać swojej wiary do tych „zmiennych” czasów. „Dlaczego nie moglibyśmy i my?” – pyta retorycznie katolicka dziennikarka. o. pj (KAI Tokio) / Waszyngton